piątek, 28 listopada 2014

Od Yato do Tanyji

 Mimo, że pułapki nie były jakoś wyjątkowo wykwintne to starczyły by starszy już nauczyciel od historii się na nie złapał. Nie zbyt wysoki, już siwawy staruszek przez całą lekcję obserwował po kolei uważnie innego ucznia wypatrując sprawcy. Kiedy spojrzał na mnie przez te swoje sporawe gogle aż mnie brała chęć żeby zacząć się śmiać, ale niestety wtedy już wszystko by było dla niego oczywiste. Dlatego też siedziałem trzymając się mocno ławki i stukając lekko lewą noga o podłogę.
 W końcu gdy odwrócił się by zacząć pisać temat na tablicy mogłem już zacząć rozglądać się po klasie. Na takiej zwykłej lekcji można było się bardzo dużo nawet dowiedzieć, a że nie byłem tu zbyt długo musiałem jakoś ponadrabiać zaległości.
 Krótkie spojrzenie dokładniej jeszcze raz i kto siedzi też w ostatniej ławce tylko po drugiej stronie? No oczywiście Van nadająca newsy prawie na całą klasę, obok niej siedziała Tj najwyraźniej nieco znudzona, bo oparła się jedną ręką o stolik.
 Podczas gdy nauczyciel niczego nie świadomy pisał notatke tutaj rozgrywało się istne piekło. Skrawki papierków zaczęły być wystrzeliwane z "proc" czyli  z gumek od słynnych ostatnio bransoletek, zdarzało się nawet dostać z ołówka w głowę, albo wyjątkowo z piórnika lub książki.
 Profesor słysząc lekko drgnął i zaczął się odwracać w noszą stronę. Cisza... wszyscy umilkli. Chwila wymienienia spojrzeń i... starszy mężczyzna wrócił do pisania. Druga runda rozpoczęta, linijki poszły w ruch. Ach jak fajnie się patrzyło na niemal już dorosłe osoby, które zachowywały się nadal czasem jak dzieci. Wokół  Vanessy zaczął zbierać się teraz krąg zainteresowanych osób jej mówieniem. Czemu więc by nie skorzystać z okazji, dosiadłem więc się do ich stolika.
- Oh Yato - uśmiechnęła się niebiesko włosa.- Dobrze, że przyszedłeś, bo już zbliżam się do końca czyli najciekawszych informacji - odparła zadowolona wywijając usta w kształt 3.
 Słysząc to wszyscy nastawili bacznie uszy.
- Pssst, pssst... - syknąłem do różowo włosej, która zerknęła na mnie lekko.
 Pomachałem jej i wytknąłem lekko język, dziewczyna jedynie prychnęła i z powrotem skupiła swój wzrok gdzieś w stronę przednich ławek.
- Za czym się tam tak rozglądasz, hmm? - zapytałem też tam teraz spoglądając.

Tj?

piątek, 21 listopada 2014

Od Tanyji do Ryuri

Białowłosy na chwilę zignorował polecenie brata, podszedł do mnie i powiedział:
-Wybacz, że dopiero teraz ci to mówię, ale w moim pokoju leży bluza na łóżku. Weź ją, raczej nie będziesz chodziła w przemokniętych ubraniach. Pokój to ten z biało-zielonymi ścianami.- wskazał chłopak wracając do poszukiwań. No cóż, też chciałam pomóc ale ta mokra bluza naprawdę już wkurzała. Poszłam do pokoju chłopaka i zdjęłam bluzę, okazało się, że i podkoszulek też przemókł. Zamknęłam, więc drzwi i też go zdjęłam. Rozłożyłam schludnie ułożoną bluzę i włożyłam na siebie, poczułam w rękawie coś jakby było sznurem, jednak sznur nie emituje ciepła.. .prawda? Sięgnęłam do rękawa i delikatnie wyjęłam zieloną wężyczkę. Uśmiechnęłam się gdy ta owinęła mi się pomiędzy palcami i swoimi oczyma spojrzała w moim kierunku.
-Chłopaki...chyba ją znalazłam- powiedziałam otwierając drzwi.Koi spokojnie wyjrzał zza futryny drzwi, a Ryu mało co nie przewrócił się po drodze a gdy chciał mi ją dosłownie wyszarpać z rąk podniosłam ją ponad swoją głowę.
-Oddaj mi ją - powiedział brunet stanowczo.
-Jak się uspokoisz to ci ją oddam... ponadto, chyba ją polubiłam. - powiedziałam głaszcząc palcem węża.
Chłopak stał chwilę rozjuszony, jednak po niedługiej chwili na jego twarz wskoczył chytry uśmieszek świadczący o tym... że chyba coś wymyślił. Nie wiem czego mam się po nim spodziewać... jednak po jego charakterze mogę wywnioskować... że nie będzie to nic przyjemnego... przynajmniej dla mnie. Spojrzałam podejrzliwie na niego jednak on chyba to zignorował.

Ryu?

niedziela, 16 listopada 2014

Od Ryuri c.d historii Tanyji

   Usłyszałem kroki świadczące o tym, że Koi jeszcze żyje. Wychylił się zza rogu i spojrzał na różowo włosom z wyraźnym zaskoczeniem. Przerzucił wzrok na mnie. Nie musiał się mnie pytać "Co ja wyprawiam". Wzruszyłem ramionami po czym ściągnąłem buty i przemokniętą bluzę.
   Pod materiałem było widać zarysy wężowych sylwetek. Na sam ten widok Koichiro zląkł się.
-Braciszku mój ukochany -uśmiechnąłem się jak wariat. -Wiesz, że cię...
 -Daruj se...-przerwał mi beznamiętnie jak to on. - nie musisz być dla mnie miły przy gościach. Herbata stoi na stole w salonie. - dodał spółdzielni w stronę największego z pokoi.
  Jego ściany umalowane były jasnożółtą farbą, zaś białe firanki i zielone zasłony nadawały pomieszczeniu wiosenny nastrój. Z tego co było mi wiadome, meble pochodziły z importu i wytworzone zostały z specjalnej odmiany kasztanu wyhodowanej w Japonii, moim rodzinnym kraju. Na półkach stały różne posągi ludowe, medale i ordery ojca za dobrą i oddaną służbę w wojsku. Dostał je dopiero po śmierci w Afganistanie. Pamiętam ten dzień, kiedy ja i Koi odbieraliśmy go z rąk prezydenta. Uśmiechał się wtedy, jednak to wszystko było wymuszone. Miałem wtedy zaledwie 9 lat.
-Daj mi te potwory-mruknął Białowłosy wyciągając rękę przed siebie.  Przyłożyłem do niej swoją tworząc przejście. Wszystkie trzy węże przeszły przyprawiając Koi'a o gęsią skórkę. Nie chowały się pod jego ubranie, nie ufały mu, a najlepiej zabiły by go. Tylko mój rozkaz je od tego powstrzymuje, a wcale ich nie uczyłem posłuszeństwa.
- A Ryu... - rzekł Koi zanim zniknął na drugim piętrze - Nie mogłem znaleźć Betsii
Zamarłem
-Jak to nie mogłeś. Nie było jej na drzewie? - pod denerwowałem się, gdyż Betsi jest moim nowym nabyciem i nie jest jeszcze przyzwyczajona do towarzystwa ludzi.
-Nie... Przeszukałem wszystkie rośliny i wyżej położone miejsca.
-Kson-w ostatniej chwili ugryzłem się w język by nie użyć gorszego słowa. - Trzeba ją znaleźć.
-Przepraszam, że się wtrącę ale, kim jest Betsii? - odezwała się TJ spoglądając na naszą dwójkę.
-Jest to pyton drzewny. Jedyny nie jadowity wąż w mojej gromadce. Ma charakter więc za bardzo się mnie posłucha.  - odpowiedziałem drapiąc się po karku.
-Jak można zgubić pytona?!
-Ją można-uśmiechnąłem się. - Koi sprawdź wszystkie szafki. Musimy znaleźć tą gadzinę.

<TJ :3 >

Od Tanyji do Ryuri

Nie spodziewałam się tego, że Ryu zajdzie mnie od tyłu, lecz nie przestraszyłam się tak bardzo jak sądziłam.
-Ho.. "Mroczny chłopak" zaprasza na herbatę? Z miłą chęcią....- powiedziałam lekko odwracając głowę w jego stronę.
-Tylko nie strasz mnie tak więcej, bo pożałujesz...- w tym momencie delikatnie stuknęłam go 
pięścią w szczękę. Chłopak najwidoczniej przygryzł sobie język ponieważ zakrył dłonią usta i oddalił się coś mamrocząc. Uśmiechnęłam się kątem ust.Wychodząc ze sklepu pociągnęłam go za rękaw aby poszedł za mną. Kiedy wyszliśmy to chłód z zewnątrz aż przeszywał na wylot. W ogóle mi to nie przeszkadzało. Jedynie to co się zmieniło to deszcz zaczął padać rzadziej, jednak nie zapowiadało się na koniec. Po niedługiej chwili puściłam go. 
-To skoro zaprosiłeś mnie do siebie....- zaczęłam - ...to chyba musisz mi coś o sobie powiedzieć, nie wiem przecież co mnie tam czeka...- Ostatnie słowa powiedziałam ze sztuczną niepewnością. 
- Więc...obecnie mieszkam z Bratem...wuj gdzieś wybył, mało mnie obchodzi gdzie. - zaczął spoglądając w niebo -W pokoju mam jeszcze 8 węży, które powinny być w leżu ,chyba ,że Koi trafił do szpitala...I to chyba wszystko. Czegoś więcej potrzebujesz?
-Nie chyba...nie...- powiedziałam odwracając wzrok od bruneta i zaczęłam teraz spoglądać przed siebie. Myślałam, że coś więcej z siebie wydusi... ale tylko powiedział mi o obecnej sytuacji. Ciszę pomiędzy nami przerwało pytanie chłopaka:
-A może ty opowiesz mi coś o sobie?
-O mnie? A co byś chciał wiedzieć, o stukniętej różowowłosej dziewczynie...- westchnęłam, wtem chłopak zatrzymał się przy wejściu do jakiegoś domu. Chyba byliśmy na miejscu, podeszłam za nim a on otworzył mi drzwi. Cóż za dżentelmen...(ironia xD) 

wtorek, 11 listopada 2014

Od Hizashi'ego do Taemin'a

Patrząc w oczy białowłosego uśmiechnąłem się kątem ust, zdjąłem z jego twarzy tą maskę którą wiecznie nosi. Sam nie wiem po co, przecież ma tak ładną twarz. Zarzuciłem mu ręce na bark. Przysunąłem swoją twarz do jego, tak że aż stykaliśmy się czołami. Po nie długiej chwili ucałowałem jego usta. Jego język wtargnął bezczelnie do moich ust i zaczął je penetrować. Nagle uchylił się tym samym przerywając pocałunek. Podniósł mnie łapiąc mnie w ramiona.
-Woha! - powiedziałem kiedy już mnie podnosił. Spojrzałem w jego twarz lekko zdezorientowanym wzrokiem. Widziałem tylko ładny uśmiech, taki jaki lubiłem najbardziej. Widząc to tym razem na mojej twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Zarzuciłem ręce za jego szyje bym nie spadł. Minnie zaniósł mnie do sypialni i delikatnie położył na łóżko, po czym zwrócił się ponownie w stronę drzwi, aby je zamknąć.
Obrócił się na pięcie, spojrzał w moje oczy i zaczął powoli zbliżać się w stronę łóżka na którym obecnie leżałem. Ukląkł na krawędzi łóżka i zaczął wodzić spojrzeniem po moim ciele. Nadal czekałem. Minnie dalej bacznie mi się przyglądał. Obserwował jaka jest moja reakcja, jak się z tym czuje i pewnie w głębi siebie pytał się na ile mu pozwolę.
Tym razem przeniósł się z rogu łóżka nad moje ciało. Patrzył się nadal swoimi czerwonymi oczami na moją twarz. Pozostawałem w tym samym nastroju, bo cóż innego mógłbym okazywać? Strach, zadowolenie, radość? Posunął się o krok dalej. Chwycił mnie w talii i zbliżył się nieco.
-Na co ty czekasz? -spytałem się znudzony.Na twarzy białowłosego pojawił się chytry grymas, który świadczył tylko o jednym: dowiedział się tego czego chciał chciał. Mógł zrobić ze mną co tylko chciał.
Niestety ale przez te dwa miesiące naszej znajomości uległem mu. Pierwszy raz spotkałem kogoś kto mógł spojrzeć na mnie i od razu poznać to co ukrywałem we wnętrzu. Drugiej takiej osoby już się nie znajdzie, spotyka się ją tylko raz.

Minnie?

Kobito ty mnie kiedyś zabijesz, jak nie zabójstwem z premedytacją to opowiadaniami ;-; 

niedziela, 9 listopada 2014

Od Taemin'a do Hizashi'ego

- Witam spóźnialskiego - mruknąłem widząc wchodzącego do salonu Hizę.
 Białowłosy lekko podskoczył słysząc mnie.
- Eh Minnie już jesteś... - odparł nieco zakłopotany. - Musiałem wyjść, na chwilę...

~ Kilka minut wcześniej ~
 Wyszedłem z domu Hao zamykając za sobą jeszcze drzwi na klucz jak obiecałem wcześniej przyjacielowi. Powolnym krokiem zacząłem iść przez miasto. Po drodze widziałem mnóstwo przebierańców. 
- Tae! - odezwał się piskliwy głos za mną, a po chwili poczułem jak ktoś mi się uwiesza na szyję.
- Van ty też? - mruknąłem widząc, że jest przebrana.
- Niestety, ale zajmuje się swoimi dwoma 8-letnimi kuzynami - wskazała teraz głową na szczerzących się od ucha do ucha maluchów przebranych w kościotrupy. - Jak widzisz nie darowali mi iść normalnie ubranej...
- Od razu widać więc, że to twoja rodzina - uśmiechnąłem się. 
- Hm... Ale chyba ci się podobam jako wampirzyca, hę? - zaśmiała się pokazując lekko swoje doczepione, sztuczne kły.
- Ciociu no chodźmy już po te cukierki... - jęknął mały brunet robiąc wyraz twarzy niczym zranionego szczeniaka. - Plssss...
- Eh... No dobra. Zaraz, a ty gdzie się wybierasz beze mnie - odparła teraz podejrzliwie Vanessa.
- Do Hizy - powiedziałem krótko.
- O wy... Pewnie sobie robicie melanż... Żeby tylko nie te dwa słodziaki - westchnęła rozczarowana.
 Kuzyni zaczęli ją teraz ciągnąć za czarny płaszcz od stroju halloweenowego.
- To pa i do zobaczenia w szkole - ucałowała mnie w policzek na pożegnanie i poszła w stronę jednego z oświetlonych domów.
 Odruchowo spojrzałem na godzinę w komórce. Było już dość późno, a chyba powinienem dać czekać Hizie we własne urodziny. Gdy byłem przed drzwiami zapukałem po woli. Odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Drugi raz, nadal to samo. Chwyciłem za klamkę i uchyliłem je lekko. 
 Pustka, tylko kocur ociężale teraz ziewał leżąc wygodnie zwinięty w kulkę na fotelu. Dla pewności zerknąłem jeszcze do jego pokoju. Czyżbym źle coś usłyszał wcześniej przez telefon? Zawsze mu mogło też coś nagle wypaść, chwile poczekać i sprawdzić chyba mi nie zaszkodzi...

~ Wracając do teraźniejszości ~
 Lekko speszony Hiza zapalił teraz światło w kuchni.
- Jak tak dalej pójdzie to będę zazdrosny... - mruknąłem spoglądając na niego z drobnym uśmiechem. - W końcu skąd mam mieć pewność czy czasem tam jeszcze się nie spotykasz z wcześniejszym swoim chłopakiem.
- Chyba ja to samo mogę powiedzieć. Nie słyszałem wcześniej nawet żebyś kogoś miał, no nie licząc oczywiście tymczasowo Van... - odparł zniesmaczony na myśl o niebieskowłosej. - Mam ją zaliczać jako swoją konkurencję czy coś w tym stylu?
- Raczej nie. Jak na razie nie zamierzam zmieniać swojej orientacji - powiedziałem wstając z krzesła i podchodząc do niego.
- "Na razie"? - podniósł lekko jedną brew najwyraźniej rozczarowany tym.
- A może i wcale nawet - szepnąłem mu już będąc za nim.
 Hiza czując mój ciepły oddech na swojej szyi lekko drgnął.
- Raczej nie bez powodu tu w końcu przyszedłem - uśmiechnąłem się do niego jeszcze bardziej się przybliżając. - Umowa z wczoraj nadal aktualna, prawda?
- Chyba tak, wszystko zależy od ciebie.
- Twoje zdanie też się tu liczy - mruknąłem obejmując go jedną ręką w tali.
- Wiem czego chcę - odparł dziarsko.
- Hm... To chyba dobrze - powiedziałem odwracając teraz Hizę w swoją stronę.
 Odgarnąłem mu grzywkę z twarzy i uśmiechnąłem do niego łobuzersko. Białowłosy najwyraźniej z niecierpliwością czekał na moje dalsze działania, wyglądał dość zabawnie robiąc teraz minę małego nadąsanego dziecka, które czekało na obiecany sobie wcześniej deser.

Hiza? No fuuuu znowu same dialogi, no nie umiem inaczej >,< A że jestem zuuua zostawiam resztę tobie, bo ty to znowu tylko bardziej opisy ( dialogi zawsze karze ci dopisywać ;-; ), buhahaha ^^ Powodzenia ;*

poniedziałek, 3 listopada 2014

Od Hizashi'ego do Taemin'a

Dzień zapowiadał się jak co dzień, tam parę sprawdzianów, jakieś wykłady i takie tam. Większość klasy złożyła mi życzenia od razu kiedy przekroczyłem próg szkolnego budynku. Paru ludzi z klasy 3 też się znalazło, oczywiście sokole oko Hao nie mógłby przeoczyć takiego zdarzenia i oczywiście... prawie mnie zadusił na śmierć. Eh.. ten dzień wydłużał się co raz bardziej i bardziej, nie wiem czy wytrzymam. Kiedy wyszedłem ze szkoły od razu złapał mnie Winter.
-Hiiiizassshiii-kuuun!- zawołał z wielkim entuzjazmem w głosie.
-Siema Witnu, co tam chciałeś?-
-A no wiesz... najlepszemu przyjacielowi nie składa się TYLKO życzeń... więc..- zaczął -Otóż mój drogi Hizashi, mam zaszczyt zaprosić Cię na uroczysty obiad z moją rodziną... i Lervalem- powiedział z wielkim zacieszem na mordce. Odchrząknąłem i zacząłem:
-Ależ oczywiście drogi Winterze Albercie Tomphonie, przybędę na twój uroczysty obiad...- oboje roześmialiśmy się. -A teraz tak na poważnie, to na którą?-
-No... tak coś koło piętnastej, pasuje?-
-Może być-
-No to załatwione, a więc... bywaj- pożegnał się jak Indianin podnosząc prawą dłoń do góry.
-Bywaj- powtórzyłem gest, znów się zaśmialiśmy. Rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Kiedy doszedłem do swojego domu to kto od razu mnie przywitał ? No oczywiście że gruba kulka futra. Pewnie oczekiwał ode mnie jakiegoś upominku ale dziś nic dla niego nie miałem, nałożyłem mu jeść a on zawiedziony podszedł do miski i usiadł przed nią. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem oczekując, że coś mu dam.
-Wybacz stary, nic dziś nie mam.- powiedziałem biorąc łyk wody której uprzednio sobie nalałem do szklanki. Spojrzałem na zegarek było już wpół do trzeciej. Chyba opłacałoby się wyjść. Tak więc zrobiłem, wziąłem telefon, pogłaskałem Kirina i wyszedłem zamykając za sobą drzwi. Daleko to on ode mnie nie mieszkał więc byłem tam w mniej niż dwadzieścia minut. Zapukałem drzwi wystukując Death Vader theme. Od razu otworzył mi Winter.
-Witaj w mych skromnych progach...- powiedział kłaniając się.
-Oj tam, nie wygłupiaj się już- odparłem uśmiechając się.
Kiedy wszedłem do środka oczywiście wszyscy to mówili jak wyrosłem... jak wy mężniałem i oczywiście nie obyło się bez życzeń. Obiad jak obiad, to co najlepsze. Mama Wintera od zawsze potrafiła gotować tak przepysznie, że aż uszy się trzęsły. Po obiedzie był czas jakby to nazwać wolny, więc zaproponowałem Wintowi spacer. Wyszliśmy na dwór, już od szesnastej dzieciaki chodziły po domach, a to duchy, wampiry, jakieś takie coś a'la roboty. Hehe, aż przypominają mi się stare czasy. W pewnym momencie poczułem jak telefon wibruje mi w kieszeni. Spojrzałem na ekran, był to Minnie. Uśmiechnąłem się, przeprosiłem na chwilę Winta i odebrałem.
- I jak gotowy na dzisiaj? - spytał praktycznie od razu.
- No ba - odpowiedziałem.
- To za jakieś piętnaście minut będę u Ciebie, mam tylko nadzieję, że jesteś w domu?-
- No tak...- powiedziałem trochę nie pewnie, muszę się sprężyć, no nawet ten spacer w Winterem skrócił mi w pewnej części drogę. -... dobra to czekam- dopowiedziałem po chwili i się rozłączyłem.
-Wiesz co Wint, ja będę już zmykał-
-Co... myślałem, że dłużej zostaniesz...-
-Ano wiesz, takie tam sprawy muszę załatwić, no to narka- powiedziałem już oddalając się i machnąłem mu ręką na pożegnanie. Dotarłem szybciej niż myślałem... miałem tylko nadzieję, że Minnie nie przyszedł szybciej ode mnie. Kiedy już wchodziłem na swoje piętro myślałem, że spotkam znajomą mi sylwetkę, całe szczęście jeszcze go nie było. Odetchnąłem z ulgą i wszedłem do środka.

Tae?