-Hiiiizassshiii-kuuun!- zawołał z wielkim entuzjazmem w głosie.
-Siema Witnu, co tam chciałeś?-
-A no wiesz... najlepszemu przyjacielowi nie składa się TYLKO życzeń... więc..- zaczął -Otóż mój drogi Hizashi, mam zaszczyt zaprosić Cię na uroczysty obiad z moją rodziną... i Lervalem- powiedział z wielkim zacieszem na mordce. Odchrząknąłem i zacząłem:
-Ależ oczywiście drogi Winterze Albercie Tomphonie, przybędę na twój uroczysty obiad...- oboje roześmialiśmy się. -A teraz tak na poważnie, to na którą?-
-No... tak coś koło piętnastej, pasuje?-
-Może być-
-No to załatwione, a więc... bywaj- pożegnał się jak Indianin podnosząc prawą dłoń do góry.
-Bywaj- powtórzyłem gest, znów się zaśmialiśmy. Rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Kiedy doszedłem do swojego domu to kto od razu mnie przywitał ? No oczywiście że gruba kulka futra. Pewnie oczekiwał ode mnie jakiegoś upominku ale dziś nic dla niego nie miałem, nałożyłem mu jeść a on zawiedziony podszedł do miski i usiadł przed nią. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem oczekując, że coś mu dam.
-Wybacz stary, nic dziś nie mam.- powiedziałem biorąc łyk wody której uprzednio sobie nalałem do szklanki. Spojrzałem na zegarek było już wpół do trzeciej. Chyba opłacałoby się wyjść. Tak więc zrobiłem, wziąłem telefon, pogłaskałem Kirina i wyszedłem zamykając za sobą drzwi. Daleko to on ode mnie nie mieszkał więc byłem tam w mniej niż dwadzieścia minut. Zapukałem drzwi wystukując Death Vader theme. Od razu otworzył mi Winter.
-Witaj w mych skromnych progach...- powiedział kłaniając się.
-Oj tam, nie wygłupiaj się już- odparłem uśmiechając się.
Kiedy wszedłem do środka oczywiście wszyscy to mówili jak wyrosłem... jak wy mężniałem i oczywiście nie obyło się bez życzeń. Obiad jak obiad, to co najlepsze. Mama Wintera od zawsze potrafiła gotować tak przepysznie, że aż uszy się trzęsły. Po obiedzie był czas jakby to nazwać wolny, więc zaproponowałem Wintowi spacer. Wyszliśmy na dwór, już od szesnastej dzieciaki chodziły po domach, a to duchy, wampiry, jakieś takie coś a'la roboty. Hehe, aż przypominają mi się stare czasy. W pewnym momencie poczułem jak telefon wibruje mi w kieszeni. Spojrzałem na ekran, był to Minnie. Uśmiechnąłem się, przeprosiłem na chwilę Winta i odebrałem.
- I jak gotowy na dzisiaj? - spytał praktycznie od razu.
- No ba - odpowiedziałem.
- To za jakieś piętnaście minut będę u Ciebie, mam tylko nadzieję, że jesteś w domu?-
- No tak...- powiedziałem trochę nie pewnie, muszę się sprężyć, no nawet ten spacer w Winterem skrócił mi w pewnej części drogę. -... dobra to czekam- dopowiedziałem po chwili i się rozłączyłem.
-Wiesz co Wint, ja będę już zmykał-
-Co... myślałem, że dłużej zostaniesz...-
-Ano wiesz, takie tam sprawy muszę załatwić, no to narka- powiedziałem już oddalając się i machnąłem mu ręką na pożegnanie. Dotarłem szybciej niż myślałem... miałem tylko nadzieję, że Minnie nie przyszedł szybciej ode mnie. Kiedy już wchodziłem na swoje piętro myślałem, że spotkam znajomą mi sylwetkę, całe szczęście jeszcze go nie było. Odetchnąłem z ulgą i wszedłem do środka.
Tae?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz