Poniedziałek. Koniec Weekendu ,a początek...dni szkolnych. Już na samą myśl o 2 godzinach w-f robiło mi się niedobrze, Taki plan właśnie ułożył nam nasz ukochany dyrektor, lecz na moje szczęście, trener przyjmował każdą wymówkę w zamian za małą pogawędkę na dowolny temat.
Wstałam wcześnie jak na mnie. Może to przez sprawdzian biologi? Ale czym ja się mam stresować, przecież miałam piątkę na koniec pierwszej klasy.
Zebrałam wszystkie książki, drogie śniadanie oraz inne pierdoły ,które nie były mi za bardzo potrzebne. Oczywiście nie zapomniałam o moim termosie z herbatą. Bez niej nie przeżyła bym tych wszystkich godzin na szkolnym korytarzu. Zanim wyszłam spojrzałam jeszcze w lustro. Moje śnieżno białe, albinosie włosy wyglądały jak wielki kołtun. Nic dziwnego. Nie czesałam się przecież.
Szybko sięgnęłam po szczotkę i szybkimi ruchami ręki rozczesałam moje włosy. Teraz byłam już w pełni ogarnięta.
Wyszłam pospiesznie z mieszkania, wolała bym ,żeby autobus nie uciekł mi prosto sprzed nosa. Na szczęście udało mi się dojść na czas. Zajęłam miejsce tuż za kierowcą, jakoś te miejsce najlepiej mi odpowiadało. Po paru minutach stałam już przed bramą szkoły. Mimo ,że chodziłam tu już drugi rok, to za każdym razem jak przechodzę przez te wrota czuje się jak bym była tu pierwszy raz.
Dzwonek wyrwał mnie ze wspomnień. Myślałam,że mam więcej czasu, a teraz musiałam biegnąć w stronę sali polonistycznej, która znajduje się na samym końcu gamach szkoły. Wbiegłam po schodach i mijałam szafki innych uczniów. Przy jednym zakręcie niezapodziewanie wpadłam na jakiegoś ucznia. Przez impet uderzenia upadłam na posadzkę rozmasowując obolałe czoło.
-W...wybacz- wymamrotałam podnosząc głowę.
Moim oczom ukazał się widok młodego chłopaka o niezwykłej karnacji. Jego białe włosy- tak samo jak moje- świadczyło o wadzie genetycznej...lub po prostu taki się urodził. Zwróciłam uwagę na jego kolczyki, idealnie pasowały do jego twarzy, a bursztynowe oczy dopełniały ten drobny elementy by określić go jako 'chłopak ideał".
-Powinnam bardziej uważać- odwróciłam gwałtownie wzrok by nie patrzeć wprost w piękne oczy nieznajomego. Poczułam jak na moje policzki wpływa delikatny rumieniec, który na mojej trupiej karnacji jest wyjątkowo widoczny. Teraz zapomniałam już dokąd ja właściwie zmierzałam, co ja miałam zrobić i gdzie ja jestem. Liczyła się tylko ta niezręczna sytuacja. Czy ja muszę być aż tak podatna na urokliwych chłopaków?
<Hizashi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz