Pierwszy tydzień w nowej szkole minął całkiem dobrze, a nawet lepiej niż się spodziewałam. Piątkowym wieczorem zdecydowałam
się pójść na miasto, oczywiście z Chiyo. Gdy tylko zobaczył, że zbieram się do wyjścia, zaczął podskakiwać z radości.
Założyłam ulubioną wojskową kurtkę, wepchnęłam do kieszeni jeansów smartfona i trochę kasy, zapięłam goldenowi smycz i
wyszliśmy z domu. Od razu skierowaliśmy się w stronę parku, który Chiyo wprost uwielbiał. Nie mógł się doczekać, kiedy
pozwolę mu swobodnie pobiegać. Wyrywał się, skakał, o mało co mnie nie przewracając. Jakoś udało mi się kupić zapiekankę w
pobliskim fastfoodzie (pies był przez chwilę spokojny, bo wiedział, że dostanie kawałek), później usiadłam na jakiejś wolnej
ławce i puściłam Chiyo. Wystartował jak odrzutowiec w stronę innych bawiących się psów, a ja miałam chwilę spokoju. Wyjęłam
smartfona i włączyłam jakąś grę, zerkając co jakiś czas na psa. Bawił się. Ganiał między drzewami. Podbiegał do ludzi.
Biegnąc, wpadł na kogoś i go przewrócił. Gdy dotarło do mnie, co się stało, zebrałam się z ławki i pobiegłam w stronę Chiyo i
tej osoby. Zaraz złapałam psa i zapięłam mu smycz.
- Przepraszam za psa. - zwróciłam się do osoby, którą przewrócił. - Czasem go trochę ponosi i nie patrzy, gdzie biegnie.
Wyciągnęłam do niej rękę, by pomóc wstać.
<Ktokolwiek? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz