poniedziałek, 27 października 2014

Od Tanyji do Ryuri

Idąc tak na niebie pojawiły się ciemne chmury. Najwidoczniej zapowiadało się na deszcz.  Kiedy wyszliśmy z ciemnej strefy to tak by to wyglądało jakbyśmy poszli w przyszłość.  Wszystkie te bilbordy nadawały uroku miastu, a rozświetlone sklepy czy restauracje tylko podbijały te odczucie.  Nagle zaczął padać deszcz, tak jak przewidywałam. Ludzie idący ulicami bez parasolek zaczęli chować się pod dachami kiosków, do sklepów i takie tam, tylko niewiele osób miało przy sobie parasolki, my do nich nie należeliśmy, ale nie przeszkadzał mi deszcz kapiący na głowę. Może mi nie, ale temu kociakowi pewnie tak, więc wyjęłam go z kaptura i schowałam pod bluzę, wystawił swój łepek oraz łapki na zewnątrz tak żeby widział co jest przed nim, uśmiechnęłam się delikatnie kiedy zaczął mruczeć. A ja założyłam na głowę wolny już kaptur, jeszcz mi tego brakowało aby mieć mokre włosy, ale i tak tego nie uniknę. Po dłuższym chodzeniu bez parasolki poczułam jak rękawy mojej bluzy przyklejają mi się do skóry. Skierowałam się więc do jakiejś kawiarenki. Paru ludzi też z nami weszło, kiedy obejrzałam się za siebie zauważyłam, że zaczęło lać, nie tylko padać.
Ah~ jak ja lubię taką pogodę.

Ryu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz