Rozejrzałem się po okolicy i wciągnąłem do płuc ten przebudowy zapach papierosów, zioła i czego tam jeszcze. Czysty raj.
Ostrożnie przykucnąłem i położyłem dłonie na ziemi by dać możliwość moim wężom zejść na ziemię by zapolować w tych wszystkich zakamarkach. Jeden po drugim znikali gdzieś za padłami i śmieciami. Nie miałem o co się martwić... I tak do mnie wrócą.
Wstałem i wyprostowałem kręgosłup, aż coś mi w nim strzeliło po czym rzuciłem okiem na bluzę dziewczyny-a właściwie na jej kaptur.
Podszedłem do TJ i wyjąłem z jej kaptura oszołomionego kota, a ten zamiast mi podziękować to na dodatek podrapał mnie i uciekł na kolana różowo włosej.
-A to pchlarz jeden- syknąłem z pogardą ale coś się tu zgadzało.
Wygląda jak ja, a na dodatek zachowuje się w stosunku do mnie bardzo podobnie jak ja do innych. Jednak sierściuch zawsze pozostanie sierściuchem, a rana po kocim pazurze zawsze jest krwawiącą szramą. Oczywiście w moim wypadku jest tak samo. Sięgnąłem do kieszeni po chusteczkę i przyłożyłem ją do rany. Jakieś tam zadrapanie mnie nie zabije... Co innego eksplozja.
-Nic mu się nie stało? - spytałem się bez cienia zmartwienia czy zaniepokojenia., ana dodatek schowałem dłonie do kieszeni i wlepiłem wzrok w jakąś antenę wisząca na ścianie budynku. Jak by tego było mało, że muszę się przejmować jakimś kocurem.
<Tj? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz