wtorek, 7 października 2014

Od Taemin'a do Hizashi'ego

 Nie byłem raczej jakoś wyjątkowo zaskoczony reakcją Hizy. Wiedziałem o tym, że znowu zrobiłem źle, jednak mimo to się... cieszyłem? Nie wiem dlaczego, ale tak, cieszyłem się. Po prostu ja nie jestem jakoś wytrzymały psychicznie więc i tak by do tego doszło prędzej czy później. Przynajmniej teraz będę mógł może spokojnie zasnąć.
 Westchnąłem lekko biorąc swoją deskę i idąc do domu. Byłoby bez sensu teraz pójść za Hizą. Przed może mogłem raczej trochę pomyśleć, przecież w końcu on ma chłopaka, a moje zachowanie nie wiadomo jak na to wszystko może wpłynąć.
 Na ten weekend miałem już zaplanowany wspólny wyjazd z ojcem i jego nową narzeczoną. Mówi, że to niby już ta jedyna, ale czy można mu w ogóle wierzyć i warto jest się z nią zapoznawać...
 Całe dwa dni nad jeziorem bez jedynej kreski zasięgu i internetu. Nie no lepiej wolnego czasu chyba nie można sobie zaplanować... Siedziałem tam prawie cały czas na parapecie, patrząc przez okno i słuchając muzyki, która jako jedyna mi teraz pozostała. Dziewczyna mojego taty jak to powiedzieć... Była jak na razie znośna i dało się jakoś tam wytrzymać.
 Wcześniej już powiedziałem Hao o wyjeździe by znowu mi nie spamił wiadomościami jeszcze tym bardziej, że bym nie odpisywał przez tak długi czas, a nie wiadomo nigdy co on tam sobie wymyśli w tej pustej głowie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 W końcu poniedziałek, a tym samym pierwszy mecz towarzyski z siatkówki. Trzeba w końcu już bardziej na poważnie przygotowywać się do zawodów, a co jest lepsze od wcześniejszego zmierzenia się z rywalem i sprawdzeniem jego obecnych umiejętności? Tak trenerka jednak czasem potrafiła mieć rację, to musiałem przyznać.
 Szkoła już od samego ranka była przepełniona szumem. Nie przekraczając jeszcze nawet progu od razu doskoczył do mnie jasny blondyn. On zawsze tak każdego wita? Przecież z czasem to już powinno być nawet nudne dla niego. Jęknąłem cicho.
- Tae no i jak było? Jak? Jak?! No mów! - skakał dookoła nie potrafiąc wstrzymać swoich emocji.
- Normalnie - odpowiedziałem kierując się w stronę szatni.
- A tam normalnie... Mów no mi jak ona wygląda, hęę? Żebym przypadkiem nie przeszedł kiedyś obok niej i się nawet z nią nie przywitał! - szedł ze mną nawijając znów.
- Mocno rude włosy, zielone oczy... Na pewno ją poznasz, a znając twój sokoli wzrok to wypatrzysz nawet i z drugiego końca miasta... - przewróciłem oczami.
- Ach no wiem! - odparł biorąc to bardziej za komplement. - Nic nie umknie wszechwiedzącemu Hao! - zadowolony prawie, że pisnął.
- Yhym... - mruknąłem odkładając kurtkę na swój wieszak.
- I nie zapomnij o dzisiejszym meczu! - spoważniał lekko robiąc groźną minę, aby za chwilę znów się uśmiechnąć.
Może już lepiej było zostać nad jeziorem gdzie było chociaż trochę spokoju bez tego chodzącego zawsze za tobą utrapienia, mimo to przecież, to był cały Hao.
Po chwili jednak nie spodziewanie poszedł na druga stronę szatni nachylając się lekko.
- Kolejny ze złym humorem... - wskazał palcem na Hizę, który dopiero co zdążył przyjść. - Ja was całkowicie nie rozumiem... Jak można cały czas chodzić takim naburmuszonym i nastawionym negatywnie do życia? Ah... Co za udręka... Pf... - prychnął jeszcze na koniec, wychodząc w poszukiwaniu kolejnej "zdobyczy".
- Ohayoo! - usłyszałem znowu głos za sobą, ale teraz jeszcze bardziej można uznać, że "piskliwy".
 To był jakiś wyjątkowy dzień, czy co, że tak wszyscy od rana nie dawali mi spokoju.
- Hej Van - odpowiedziałem narzucając plecak na jedno ramię i odwracając się w stronę niebiesko-włosej dziewczyny.
- Nie widziałeś mnie ponad miesiąc, a tu takie przywitanie? Myślałam, że bardziej pokażesz emocje... - naburmuszyła się.
 No po prostu jakbym widział teraz żeńską wersję Hao przed sobą. Już nawet nie patrząc na to, że mieli bardzo podobny uśmiech, który nie schodził im prawie cały czas z twarzy.
- A gdzie ty tam zerkasz? - odwróciła się od razu za siebie. - Hm? - znów się zwróciła do mnie.
- Nie wiem o co ci chodzi - mruknąłem pod nosem.
- Już ty mnie nie oszukasz. Gadaj, co tam ciekawego jest... - burknęła.
- Nic takiego.
- Eh... Dobra ten jeden raz ci odpuszczę, ale tylko dlatego, że pierwszy mam test i powinnam jeszcze co nieco powtórzyć - jęknęła zniesmaczona na tą myśl.
- Ty i nauka? - spytałem podnosząc jedną brew do góry i mając co do tego wątpliwości.
- Nawet głupi musi niestety czasem się czegoś nauczyć, jak nie sam to od życia. To spadam. Tylko żebym ja ciebie potem widziała lepiej nastawionego do mnie, a nie to spojrzenie, jakbyś chciał mnie zaraz zabić... Mam nadzieję, ze nie masz czasem takich myśli... Nie no co ja gadam przecież kochany Taeuś nigdy by mnie nie skrzywdził - poczochrała mi lekko włosy i zaśmiała się jeszcze odchodząc.
 Mruknąłem lekko nie zadowolony z powrotem poprawiając swoją fryzurę. I pomyśleć teraz żeby kolejne cztery poranki były takie same jak dzisiejszy... Chyba pora się rozchorować, jak na miesiąc już mi wystarczająco starczy gadania tej dwójki.

Hiza?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz