środa, 8 października 2014

Od Hizashi'ego do Taemin'a


Było już po lekcjach, został tylko SKS i ten mecz. Cała drużyna była tak podekscytowana, że nie mogli usiedzieć w miejscu. W sumie też się cieszyłem, ponieważ był to mój pierwszy "prawdziwy" mecz. Co dziwne Winter też chodzi na SKS, a nigdy nie chciał chodzić na jakiekolwiek zajęcia dodatkowe. Cóż, do drużyny przyłączył się tylko na ławę bo twierdzi , że nie nadaje się ale jeśli kogoś zabraknie to zawsze może go zastąpić.
Rozgrzewka nie trwała długo po tym wsiedliśmy do autokaru, wyjechaliśmy z Maiami a naszym celem był St Petersburg. Raczej kierowcy obrali krótszą drogę, nie chciałbym spóźnić się na swój pierwszy mecz. Szczególne znaczenie ma dla mnie St Petersburk ponieważ do niegdyś to było rodzinne miasto właśnie tego rudowłosego co siedzi obok mnie, jednakże jego rodzina musiała się przenieść do Maiami ponieważ praca jego ojca znajduje się tutaj.
Kiedy dojechaliśmy od razu musieliśmy wchodzić na boisko. Nawet nie dali się pozachwycać. No cóż, kiedy mecz się zaczął nastała kompletna cisza... piłka poleciała w górę i zaczęło się. Gra była ostra jak na mecz
towarzyski. Ale przynajmniej nie było tak łatwo jak się spodziewałem. Pierwszy set poszedł nam jak spłatka, jednakże drugi nie był już taki łatwy. W pewnym momencie przeciwna drużyna zagrała tak agresywnie, że Hao nie wyrobił się w czasie i musiał zrobić wślizg, nie udało mu się ponieważ niefortunnie źle stanął i skręcił
kostkę. W zamian za niego na boisko wszedł Winter. Nie powiem, dobrze grał... czasami zastanawiam się co on robi na tych wakacjach oprócz wypoczynku. Zremisowali, w piątym secie w końcu obmyśliliśmy plan jak wygrać. Punkty nabijały się to dla jednej strony to dla drugiej, w końcu przyszedł czas na decydujący strzał. Emocje, adrenalina wszystko gotowało się w zawodnikach jeden nie właściwy ruch przeciwników... i wygrany set! Wyszliśmy z
tego pewnym krokiem wygrywając mecz.
Po wygranej grze wszyscy udaliśmy się do pobliskiej restauracji, zjedliśmy tam kolację. Po posiłku wracaliśmy do Maiami. Dochodziła już prawie godzina dwudziesta pierwsza, myśląc, że musimy jeszcze jechać trzy/cztery godziny z powrotem męczyło mnie najbardziej. Winter jak to on już zasnął, miał śmieszną opaskę na oczy w kształcie kota którą kiedyś kupiłem mu na urodziny, był to taki śmieszny prezent, nawet nie wiedziałem że będzie tego używał.
Ja w takim układzie, podkuliłem nogi, włożyłem słuchawki i włączyłem sobie muzykę w telefonie. Kierowca już przyciemnił światłą więc było dosyć ciemno. Po paru minutach i ja czułem się znużony. Dojechaliśmy tam około godziny dwunastej, ruch na ulicach prawie niczym nie różnił się od tego za dnia, tylko że było o wiele ładniej od świateł samochodów i bilboardów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz